Cóż za obłęd wydarza się w umysłach ludzi ostatnimi czasy! Nie wiem, czy to spostrzeżenie ogólnocywilizacyjne, czy tylko środowiskowe, ale spoglądając na paletę opinii Polaków da się zauważyć coś na kształt walk plemiennych ludzi zaślepionych obłędem. To dotyczy ogromnej liczby tematów, które można nazwać „kontrowersyjnymi”.
Exemplum – sprawa pożarów w Amazonii. Aż dziwnie mi się robi we wnętrznościach widząc na portalach społecznościowych kolejne alarmujące wpisy znajomych lub celebrytów zawierające w sobie chyba najwyższy ładunek moralny i emocjonalny. Wcale nie odmawiam tym treściom zgodności z rzeczywistością (choć widząc powielane owczym pędem zdjęcia z pożaru jakiejś niewiadomego położenia puszczy sprzed dziesięciu lat czasem popadam w wątpliwość). Problemem jest dla mnie pewne nastawienie mentalne, objawiające się w sposobie argumentowania. Zakłada ono już z góry, że wszelka prawda, słuszność czy moralna świętość jest po jednej ze stron i sprawa ogólnie rzecz biorąc jest zbyt PALĄCA żeby pozwalać na jakiekolwiek dyskusje. Wszelkie naturalne człowiekowi dyskusje, polemiki i pogłębione pochylenie się nad kontekstem (nie wiadomo dotąd, czy pożar wywołała susza/klimat czy podpalenia) muszą ustąpić wobec żądania wywołania natychmiastowej aprobującej postawy reszty świata. Rzeczywiście, tych ludzi coś PALI – słowem – jak mawiali już starożytni: „siłą walczyć o swoje – to dobre dla dzikich zwierząt”.
Z przykrością muszę stwierdzić, że taka postawa nieraz charakteryzuje również i drugą stronę, czyli szeroko pojętą prawicę. Jakąż nieroztropnością jest organizowanie tzw. „Tygodnia mięsa” czy wyśmiewanie wegan w kontrze do deklaracji osób po prostu nie jedzących niczego zwierzęco-pochodnego. W konsekwencji takiego „moralnego” obstawania przy swoim – dla odmiany nazwę je ZLODOWACENIEM – całe ogromne pole do debaty nagle się zamyka, a dyskusja (o ile jest to jeszcze dyskusja) jeszcze bardziej polaryzuje. Czy nie można by było zamiast tego przyjąć postawy otwartej i stwierdzić ze zdumieniem, że na przestrzeni ostatnich paru stuleci produkcja mięsa diametralnie się zwiększyła? A przecież przedtem, głównym produktem spożywczym w I Rzeczypospolitej była kasza, a w chrześcijańskiej Europie popularna była kultura postu od mięsa (nie całkowitej rezygnacji! – patrz: kodeks zakonu Templariuszy). Nie muszę chyba dziś nikomu tłumaczyć, że taki sposób życia był o wiele zdrowszy. Jest duża szansa (przy pomocy modlitwy), że takie otwarcie umysłów przyniosłoby ROZTOPIENIE LODÓW i może sprawiłoby, że ludzie po prostu jedzący mięso nie byliby nazywani „mięsarianami” nie z tego świata.
Zwróćmy jeszcze uwagę, że na sam dźwięk słowa „tolerancja” niektórzy dostają zwierzęcych spazmów. Wyrażenie to jednak nie oznacza nic więcej poza ułożeniem sobie tak stosunków, aby – jak owe zwierzęta – wzajemnie się nie zżerać. Nastawienie tolerancyjne wcale nie wiąże się z koniecznością przyjmowania cudzych poglądów tylko dlatego, że są cudze (to, że czapla zamieszka w gnieździe z bocianem wcale nie oznacza, że stanie się ani od razu, ani kiedykolwiek bocianem – również i w świecie zwierząt funkcjonują określone reguły!). Powiem więcej, to właśnie między innymi tolerancja sprawia, że możemy dążyć do prawdy i pokazywać ją w świetle dziennym (tutaj ukłony dla filmu „Unplanned”, który – na razie tylko w angielskiej wersji językowej – fenomenalnie pokazuje RZECZYWISTOŚĆ aborcji).
Za chwilę kolejne wybory parlamentarne. Będziemy jako Polacy znów musieli jakoś ułożyć sobie życie wspólnotowe. Kierujmy się więc postawą rozsądku i wzajemnego zrozumienia, a nie postawą głupoty i zacietrzewienia, nie tylko w tym ledwo co znaczącym oddanym głosie, ale przede wszystkim w życiu!

Aleksander Banacki