Dzień Zmartwychwstania Pańskiego przyszedł do mnie z nową refleksją. A brzmi ona tak: o ileż bardziej niż w niewidzialnego wirusa powinniśmy wierzyć w niewidzialnego Boga! Bo o ileż większą gwarancję mamy w Jezusie, niż w naszych żałosnych staraniach o zapewnienie sobie i innym wolności od chorób czy śmierci!

Naukowiec powiedziałby: ależ to herezja! Zobacz jakie skutki społeczne wywołujesz! Nie nawołuj ludzi do wejścia w stan umysłu pt. „fałszywa pandemia”! A ja mówię: naukowcu, dziękuję Ci za troskę, ale pamiętaj, że oprócz bycia naukowcem jesteś również człowiekiem.

Można by myśleć, że wszelkie problemy, które spotykają ludzkość generalnie, jak i nas samych indywidualnie w końcu nas zdominują. Nic nie stoi na przeszkodzie z naukowego punktu widzenia, żeby pojawiła się pandemia, która rzeczywiście zdziesiątkuje ludzkość tak, że o jakimś ratunku ze strony służby zdrowia w ogóle nie będzie mogło być nawet mowy. Jednak trzeba zawsze pamiętać, o tej drugiej stronie medalu – ludzkiej.

Nie jestem antropologiem, psychologiem społecznym, ale kiedy słyszę z ust księdza proboszcza na kazaniu rezurekcyjnym, że on sam też już jest w jakiś sposób przybity pandemią koronawirusa, to od razu uruchamiają się we mnie jakieś ludzkie uczucia solidarności w tym uczuciu. Może trochę trudno w to uwierzyć, ale żyją dzisiaj na świecie ludzie, których funkcjonowanie nie zmieniło się w tak radykalny sposób po wybuchu pandemii. Jest na przykład pewien człowiek w Stanach Zjednoczonych, który ma dość sporą rodzinę i ogromne połacie terenu leśno-rybackiego. Utrzymuje się z rybołówstwa. Sam o sobie mówi, że jest samowystarczalny. Coś na kształt pustelnika. Niezależnie od tego, ile takich przypadków jest dzisiaj na świecie, warto zastanowić się, co taki pustelnik mógłby powiedzieć o dzisiejszym społeczeństwie, ogarniętym chaosem pandemii?

Przynajmniej dwie rzeczy. Przede wszystkim to, że ogarnia nas przyzwyczajenie do wygód istniejących w świecie, gdzie pójście do kina, korzystanie z siłowni czy inne udogodnienia traktujemy jako przywilej. Pomijając spór polityczno-gospodarczy, zastanówmy się nad sytuacją osobistą każdego z nas: czy te wszystkie uciechy światowe są nam tak bardzo konieczne, że nie możemy bez nich żyć? Warto sobie odpowiedzieć na to pytanie z duchowej perspektywy. Dalej to, jak bardzo boimy się śmierci. Kilkadziesiąt lat utrzymywania rzeczywistości wolnej od wojen grożących państwom rozwiniętym zrobiło swoje. Jedno jest pewne: wszyscy umrzemy, pytanie tylko kiedy. Medialna panika pandemiczna pokazuje jednak jak bardzo nie jesteśmy oswojeni z powyższą prawdą, jak bardzo ją z siebie wypieramy.

Widząc to wszystko w kontekście Zmartwychwstania Pańskiego, zastanawiając się, co orzekłby na temat zachodniego społeczeństwa współczesny pustelnik i będąc wyposażonym w nieco wiedzy, można zaryzykować tezę: to my utrzymujemy tę pandemię! Dzisiaj chyba jak nigdy w historii widać ten paradoks, że jest tak wiele płaszczyzn, na których można się dogadać, ale my tego nie robimy! Zamiast tego zalegamy w rzeczywistości wzajemnych oskarżeń, przesądów, nie chcemy nawet podejmować dyskusji! Pustelnik powiedziałby: TO jest właśnie nasz problem! Póki tego nie naprawimy, pandemia się nie skończy, bo jeden będzie chciał pójść w jedną, a drugi w przeciwną stronę. Według mnie Bóg cały ten czas nas upomina: rozmawiajcie ze sobą, każdy z każdym, niezależnie od tego jak bardzo w tej chwili za sobą nie przepadacie i w jakim jesteście stanie! Trzeba nam wychodzić z naszych osobistych baniek: uprzedzeń, własnej wszechwiedzy, ślepego radykalizmu, ambicji, chęci przypodobania się, przywiązania do wygody i przywilejów! To w moim pojęciu miał na myśli w swoich kazaniach nasz ksiądz proboszcz wielokrotnie powtarzając : „metanoia” – przemieniajcie się przez odnawianie umysłu. Z mojej perspektywy (ale myślę, że pustelnik by się z tym zgodził) Pan Bóg chce nam dzisiaj bardzo wyraźnie powiedzieć: rozmawiajcie ze sobą już teraz. Rozmawiajcie, nie krzycząc wzajemnie na siebie tak, że nic nie słychać, ale rozmawiajcie tak, jak Ja to czyniłem z Wami przed dwoma tysiącami lat – w prawdzie. I miejcie na tyle dużo pokory, aby prawdę wzajemnie sobie przekazywaną (również tę naukową) przyjmować, a nie zatwardzać swoje serca. Jeżeli bowiem nie zaczniemy ze sobą w taki sposób rozmawiać, wszystko wskazuje na to, że czeka nas coś znacznie gorszego niż obecna trudna sytuacja. A nauczycielem tak rozumianej rozmowy jest sam Jezus, który pokazując nam: najpierw przez post – aby nie przywiązywać się do wygód tego świata, a potem przez swoje Zmartwychwstanie – aby nie bać się śmierci, sam będąc wolnym od grzechu i śmierci chce, żebyśmy i my tacy byli – przez wzajemną miłość.

Toteż pamiętajmy: źle jest nie dostrzegać miliardów cząsteczek wirusa, który krąży między nami, ale niepomiernie gorzej jest (i jaką to jest tragedią!) nie dostrzegać tej nieskończonej ilości duchów złych i dobrych, które są między nami, z nami i w nas! Taka perspektywa daje nadzieję i uwalnia od lęku. Wykorzystajmy więc tę szansę na dialog w prawdzie i miłości, ponieważ Zmartwychwstanie otwiera nas na nowe perspektywy.

Aleksander Banacki